wtorek, 26 lutego 2013

Prolog

   Czy nie zastanawiało Cię nigdy to, jak steruje nami życie? To zabawne jak zupełnie przypadkowe zdarzenia prowadzą do końca, którego nigdy byś się nie spodziewał, spodziewała. To, że zrezygnujesz dziś z kawy i wyjdziesz z domu szybciej może oznaczać dla Ciebie zupełnie nową, gorszą bądź lepszą przyszłość. 
    Był rześki poranek, 20 czerwca, jeden z tych dni podczas których masz wrażenie, że wszystko może się zdarzyć, że spełnienie marzeń jest na wyciągnięcie ręki. Wracałam z naręczem książek, które udało mi się kupić za 5 franków. Od dwóch tygodni mieszkałam w Paryżu, mieście miłości, mody i wiecznych strajków.
   Przeprowadziłam się z Krakowa. Nic nie trzymało już mnie w Polsce. Rodzice zmarli w wypadku lotniczym gdy miałam piętnaście lat. Oboje byli szanowani lekarzami z wielkimi długami na karku. Kiedy ich zabrakło, straciłam dom, krewnych, bezpieczeństwo. Przetrwałam dzięki kolejnym stypendiom, przeskoku o kilka klas wyżej i licznych internatach szkolnych. Miałam dwadzieścia jeden lat, byłam po studiach na kolegium nauczycielskim, a przyjechałam do Francji by spełnić swoje marzenie z dzieciństwa. Przygotowywałam się do tego naprawdę długo, znalazłam odpowiednie lokum, hotel w którym na razie mieszkałam, rozglądałam się za pracą... słowem, zrobiłam wszystko by mieć swoją małą cukiernię. Tak, wiem. Brzmi to nad wyraz głupio i śmiesznie, ale czy nie tak powinny wyglądać najskrytsze pragnienia? Była to w moim przypadku odskocznia od mojego poprzedniego życia w Polsce.
    Ale wróćmy do tematu. Tak jak mówiłam już wcześniej, wracałam z naręczem jedenastu książek, które jakimś cudem upchnęłam w płóciennej torbie z czerwonym kotem. Miałam francuskie wydanie "Draculi", "Miasta ślepców" czy najbardziej przeze mnie pożądanej, "Gry Anioła". Wszystko to miało się znaleźć w bibliotece, które miała się znajdować w mojej cukierni. Z roztargnieniem spojrzałam na niebieski zegarek z krasnoludkiem na kopercie.
- Szlag by to.. - szepnęłam do siebie i zaczęłam biec. Miałam niecałe cztery minuty do autobusu i sześć zatłoczonych przecznic do pokonania. Przede mną majaczyła już sylwetka mostu Pont au Double. Przyśpieszyłam biegu i skupiłam się na wyciągnięciu z kieszeni sukienki biletu miesięcznego.
   Niespodziewanie wpadłam na kogoś. Poczułam jak upadam, a moja torba z książkami spada mi z ramienia. Jakiś wysoki jegomość pomógł mi usiąść. Zmrużyłam oczy, by zobaczyć coś więcej, ale na niewiele się to zdało. Był czarną plamą na tle światła.
   - Przepraszam, nie zauważyłam pana - przeprosiłam po angielsku. Nadal słabo pojmowałam zasady francuskiego. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam. Teraz to już z pewnością nie zdążę na autobus.
- Nic ci się nie stało? - zapytał również w tym jeżyku, a ja pokręciłam energicznie głową i odgarnęłam włosy z twarzy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu torby. Leżała tuż przy krawędzi mostu. Spróbowałam po nią sięgnąć, ale ból w łokciu na którym się opierałam skutecznie mi to uniemożliwił. Dopiero teraz zauważyłam, że sączyła się z niego krew. Zasyczałam kiedy dotknęłam skóry wokół rany. Przyjrzałam się jej, ale była tylko powierzchownym zadrapaniem, kontaktem skóry i betonu.
- Coś się jednak stało - usłyszałam znów ten sam, cichy i niski głos. Jegomość zbliżył się do mnie i dopiero teraz zdołałam zauważyć jak wygląda.
   Był to wysoki, młody mężczyzna o krótkich, lekko kręconych, czarnych włosach w nieładzie. Posiadał duże, zielone oczy, lekko zadarty nos i cienkie usta. Ubrany był w białą koszulę, wąskie, czarne spodnie i tenisówki.
   - Czy mógłbym zobaczyć rękę? - zapytał. Nie musiałam mu odpowiadać bo trzymał ją już w swoich dłoniach. Miał długie palce, takie jakie widuje się u pianistów - Boli, gdy dotykam? - pokręciłam przecząco głową.
- To tylko powierzchowna rana - wytłumaczyłam, a on uśmiechnął się i puścił moją rękę. Rozejrzał się, a jego wzrok padł na moją torbę. Wstał bez słowa i podniósł ja z ziemi. W tej samej chwili moje serce zamarło. W momencie, w którym mężczyzna podniósł mój 'worek' jedna z książek jakimś cudem wpadła wprost do wody. Podniosłam się z ziemi mało zgrabnym ruchem i oparłam się o barierkę mostu. Książka, nasiąknięta wodą, unosiła się na powierzchni Sekwany. Długo poszukiwana przeze mnie "Gra Anioła" płynęła teraz w stronę centrum. Zdenerwowana spojrzałam na mężczyznę.
- Nie chciałem, przepraszam - gorączkowo wyszeptał. Bez słowa wyciągnęłam w jego stronę rękę. Podał mi torbę, a ja zarzuciłam ją sobie na ramię - W ramach rekompensaty pomogę pani zanieść te rzeczy do domu - przyjrzałam mu się ze zmarszczonymi brwiami.
- Skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś zboczeńcem? - zapytałam, a on zaśmiał się.
- Gdybym nim był nie zaofiarowałbym ci pomocy, tylko raczej zmolestował na ulicy - odparł, a ja poczułam jak się rumienię. Chrząknęłam znacząco i podałam mu książki.
- Tylko błagam, nie zgub pozostałych dziesięciu - mruknęłam, a on znów się zaśmiał. Założył torbę na ramię i wyprostował się.
- Louis - podał mi dłoń, a ja ją wspaniałomyślnie uścisnęłam - Louis Burnington - uśmiechnęłam się na dźwięk jego nazwiska. A więc dlatego tak dobrze mówił po angielsku jak na francuza. Naród znany jest z tego, że uważa swój język za najważniejszy na świecie - Mój dziadek był anglikiem - powiedział mężczyzna, jakby słyszał moje myśli.
- Sofia Szeptycka - również się przedstawiłam i tym razem to on się uśmiechnął.
- Nikt ci nie mówił, że nieładnie to tak wpadać na ludzi? - zapytał i puścił do mnie oko - No Sofia, żarty żartami, ale gdzie mamy to donieść?

4 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się Twój styl, jest taki lekki i masz łatwość w przeskakiwaniu wątków, chyba można tak to nazwać i bardzo mi się to podoba :)

    Będę wdzięczna, jeśli będziesz informowała mnie o nowych rozdziałach :)
    terrible-destiny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli jesteś zainteresowana to serdecznie zapraszam na nowy rozdział :)
    terrible-destiny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. czy naprawdę tego nie skomentowałam? a wydawało mi się, że tak...
    no cóż, w każdym razie prolog jest świetny, całe opowiadanie zapowiada się genialnie.
    zgadzam się z OneWay masz bardzo lekki styl pisania i łatwo się czyta ;))
    Louis i Sofia... fajnie, fajnie ;D
    Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?
    Z góry dzięki!

    + zapraszam cię do siebie na 5. rozdział:
    http://a-little-of-the-good-life.blogspot.com
    Pozdrawiam.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój komentarz pod moim prologiem powalił mnie na kolana... za co jeszcze ci nie podziękowałam. Był dla mnie ogromną inspiracją, mobilizacją i co najważniejsze, dał mi pokaźnego kopa, który nie pozwalał mi pozostawić opowiadania. W każdym razie, minęło pół roku, a ja wróciłam. Mam nadzieję, że nie tylko ja. Liczę na to, że za jakiś czas ty również pojawisz się tu z czymś nowym i szalenie mnie zaskoczysz, ponieważ twój prolog szalenie mi się podobał. Liczę na więcej! Zapowiada się niezwykle ciekawie, a główna bohaterka ma dość cięty język :) to intrygujące.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń